poniedziałek, 26 stycznia 2015

Jak zmieniło się moje ciało w 28 dni i co stało się potem..

Niecały rok temu postanowiłam przestać jeść słodycze. Od lutego do sierpnia nie tknęłam nic słodkiego.W maju dołączyłam do projektu, który zorganizowała Savannah z bloga Fitmiracle. W skrócie, kilkanaście dziewczyn należało do tzw. Klubu Fitholika. Miałyśmy zadania, do wykonania, zbierałyśmy punkty,wspierałyśmy i motywowałyśmy się wzajemnie. Nigdy nie miałam takiej motywacji jak wtedy. Serio. Zmieniłam całkowicie swój styl życia. Uzależniłam się od treningów. Dzień bez ćwiczeń był dniem straconym i wieczorem plułam sobie w brodę, że nic nie zrobiłam. Codziennie notowałam to co zjadłam, czy wypiłam dostateczną ilość wody, co ćwiczyłam.
 Tak zmieniło się moje ciało w 28 dni:

Zdjęcie zapożyczone z bloga Fitmiracle
Był to dla mnie spory postęp jak na tak krótki okres czasu.Nie poddawałam się i ćwiczyłam dalej, zachowując zdrowy tryb życia. Jak zmnieniły się moje nawyki?:
-codziennie wypijałam minimum butelkę wody mineralnej, niegazowanej
-piłam zieloną herbatę
-zamieniłam produkty pszenne na pełnoziarniste
-jadłam 5 posiłków dziennie
-zrezygnowałam ze słodkich napojów,chipsów,słodyczy,fastfoodów (czasami zjadłam pizzę ze znajomymi),owocowych jogurtów i wszystkiego co miało paskudny skład i zawierało syrop g-f
-jadłam produkty jak najmniej przetworzone
-planowałam posiłki

Co stało się potem? W sierpniu wybrałam się na tygodniowe wakacje nad morzemNie odmawiałam sobie niczego, myśląc,że po powrocie uda mi się wrócić do zdrowego stylu życia.Nic bardziej mylnego, zaczęłam jeść słodycze i wszystkie te paskudztwa z masą chemii w składzie.Wskutek tego wyglądam teraz 2 razy gorzej niż na pierwszym zdjęciu.

Potrzebuję cholernej motywacji, zaczynam od nowa, mam nadzieję, ze wytrwam i będę mogła pochwalić się Wam ciałem 100 razy lepszym niż na zdjęciu drugim. Życzcie mi powodzenia.


Tutaj macie linka do postu w którym Savannah ogłasza wyniki miesięcznych zmagań w klubie:


P.S. Wiem, że na drugim zdjęciu moje ciało też wyglądało źle i czekało na mnie jeszcze mnóstwo pracy. Ale byłam z siebie dumna, że w tak krótkim czasie udało mi się osiągnąć taki efekt.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Moje pierwsze woski YC

Jakiś czas temu postanowiłam, że w styczniu wypróbuję słynne woski YC.Miałam wrażenie, że wszyscy już je mają tylko nie ja, a że nigdzie nie spotkałam ich stacjonarnie, to postanowiłam zamówić je przez Internet. Przeglądałam różne strony, ale w końcu padło na homedelight.pl. Skusiły mnie promocje.Woski w regularnej cenie kosztują 7 zł, mi udało się je dostać w cenie ok 5zł. Zamówienie złożyłam 6 stycznia, a paczkę dostałam już 2 dni później.Oczywiście miałam problem z wyborem zapachu,ale ostatecznie wybrałam 3,które obejmowała promocja:
- Snow in love
- Cranberry Ice i
- Champaca Blossom.



Jak na razie odpaliłam tylko ten pierwszy i trafiłam w 10, bo takie zapachy bardzo lubię zwłaszcza zimą.Snow in love pachnie jak ciężkie, damskie, pudrowe perfumy.Przeglądając recenzje zauważyłam, że dla niektórych zapach okazywał się zbyt duszący, dla mnie po pewnym czasie  nie czuć go prawie wcale.2 pozostałe niuchnęłam tylko przez folię.Champaca Blossom jest prawie nie wyczuwalna.Taki lekki,kwiatowy zapach.Żurawina  nie przypadła mi do gustu, pachnie jak drink alkoholowy z Biedronki i wcale nie mam ochoty go palić. Podsumowując: na pewno zamówię jeszcze inne woski YC, natomiast nigdy w życiu nie zapłaciłabym 90 zł za świecę zapachową.No chyba, że zwariuję:)

środa, 7 stycznia 2015

MIGAWKI #3


 1.Żadne z nich mi nie zasmakowało, a apa jest wręcz obrzydliwe. Najlepsze moim zdaniem jest białe z kolendrą <3
2.Zakupy przedświąteczne,które okazały się niewypałem.Poszliśmy za to do kina :)
3.Polecam, pyszna.
4.Kupiłam z ciekawości, nawet smaczna.


5.Pierniczkowe szaleństwo, jeszcze przed dekorowaniem :)
6.Chwila relaksu.
7.Lubię Pepco za takie cudeńka, tyle radochy za 5 zł !
8.Dieta poszła w las, przyszły czekoladki.

7 rzeczy do zrobienia w styczniu

Mamy już 7 stycznia,ale nadal wszędzie aż huczy od noworocznych postanowień. Swego czasu ja też zawsze na początku roku tworzyłam niekończące się listy "to do'' i na samym tworzeniu się kończyło.Dlatego też postanowiłam co miesiąc wyznaczać sobie kilka zadań do zrobienia,żeby móc się na nich skupić i zmotywować się do wykonania ich w danym okresie czasu. Nie są to jakieś wielkie cele, czy postanowienia typu "schudnę", to po prostu rzeczy, za które ciężko mi się zabrać i zawsze odwlekam je w czasie tyle ile tylko się da.

1.Zrobić porządek na dysku komputera.
Jak zawsze mam pełno nieużywanych dawno już programów,gier i niepotrzebnych aplikacji.Nie pamiętam już kiedy robiłam defragmentację dysków itp. Czas to zmienić.

2.Uporządkować zdjęcia i zgrać je na płyty.
Jak wyżej. Wszystkie zdjęcia w jednym folderze, nie pogrupowane.Masakra ! Płyty już zakupiłam, teraz tylko zabrać się za ten bałagan.

3.Przeczytać jedną książkę.
Uwielbiam czytać! Ale doszłam do wniosku, że już zwyczajnie mi się nie chce.Po powrocie z pracy wolę wziąć do ręki telefon, czy posiedzieć przy laptopie niż coś przeczytać.Właśnie uświadomiłam sobie, że tej zimy ani razu nie siedziałam pod kocem z gorącą herbatą i książką, a lubię takie chwile.

4.Wypróbować woski yankee candle.
Woskowy szał ogarnął już chyba wszystkich tylko nie mnie, a że jestem wielbicielką wszelakich świec,olejków, kadzidełek, tak więc czas i spróbować słynnych tart :)

5.Stopniowo wracać do zdrowego odżywiania.
Przytyłam.Bardzo.Nawet nie chcę wiedzieć ile, ale podejrzewam, że ok 10 kg.Dramat po prostu.Najwyższy czas wrócić do zdrowych nawyków i znowu czuć się lepiej.

6.Codziennie wypijać conajmniej 3 szklanki zielonej herbaty.
Wiąże się to z punktem nr 5.Pijąc zieloną herbatę czułam się znacznie lepiej i lżej.Muszę jeszcze zaopatrzeć się w zaparzacz to liściastych herbat i będzie ok.

7.Duolingo
Przynajmniej 4 razy w tygodniu! Maturę zdałam, a mój angielski leży i kwiczy. Wstyd!

Pod koniec miesiąca zrobię podsumowanie, ale myślę,że wyznaczanie sobie takich małych zadań sprawdzi się bardzo dobrze.Tymczasem przedstawiam nowego członka naszej rodziny :